“Pucu pucu, chlastu chlastu, nie mam rączek jedenastu”

Napisał MMSlezak brak komentarzy

Czyli o usłudze naprawy gwarancyjnej wykonanej przez głównego wykonawcę naszego domu

DYWAGACJE O ZAPISACH UMOWY

W naszej umowie (w załączniku o nazwie Karta gwarancyjna) widniał zapis o bezpłatnym przeglądzie, dokonywanym po pierwszej zimie i usunięciu ewentualnych usterek na koszt wykonawcy.
Zapis na papierze jest ładny, rzeczywistość jest taka, że owszem wykonawca usuwa usterki, ale doprowadzenie domu do stanu sprzed usuwania usterek, spoczywa na właścicielu.

SZCZEGÓŁY, czyli DZIESIĄTKI WKRĘTÓW

U nas wyglądało to dokładnie tak:

  1. 30 kwietnia wysłaliśmy email do wykonawcy ze zgłoszeniem gotowości do przeglądu.
  2. 29 maja środa przeprowadzono przegląd po pierwszej zimie.
  3. 31 mają w piątek i 1 czerwca w sobotę przeprowadzono usuwanie usterek.
Czyli w sumie zdjęcie około 7 taśm łączących narożniki płyt gipsowo-kartonowych.
Dokręcenie i zaszpachlowane około 70 wkrętów mocujących płyty gipsowo-kartonowe.

Pozostało nam zamalować zaszpachlowane miejsca, a trochę tego było.
Biorąc pod uwagę najpierw dwa dni szczegółowego ogarniania powstałego sajgonu, potem sześć dni w pracy i jeszcze konieczność dokupienia brakujących farb, to tydzień później, dzięki determinacji mojego męża, zakończyliśmy usuwanie skutków napraw.

ZASKOCZENIE, CZYLI ŚCIANA ALL INCLUSIVE

Jedyne miejsce, które zostało doprowadzone do stanu sprzed napraw, przez pana je wykonującego, to był fragment wytapetowanej ściany.
Pan najpierw odkleił tapetę, potem wykonał poprawki i zakończył przyklejeniem tapety na powrót do ściany.
Nie wiem, czy jeżeli wszystkie z naprawianych ścian byłyby wytapetowane to dom zostałby naprawiony od A do Z bez naszego udziału???

Tak czy inaczej między piątkiem a kolejną sobotą, czyli osiem dni, funkcjonowaliśmy z ciapami na ścianach i wśród nieco zdezorganizowanego domu.
Morał z tego taki, że naprawy są czynione, ale doprowadzenie domu do stanu "idealnego" wymaga czasu i samodzielnej pracy właściciela i wśród codziennych obowiązków "nowe zadania" muszą poczekać w kolekcje codzienności.
Ponadto, zważywszy czas poświęcony na przygotowanie (pościąganie przedmiotów ze ścian, poprzestawianie i potem ponowne umieszczenie na miejscu), posprzątanie i pozamalowywanie, to nie wiem kto poczynił większe nakłady czasowe na owe naprawy: wykonawca domu, czy inwestor...?

TYLKO PO SOBIE POSPRZĄTAJ

W tekście dotyczącym stanu domu w momencie opuszczania go przez ekipy głównego wykonawcy, w formie didaskaliów poruszałam temat sprzątania po pracach.
Ponawiam owe rozważania - kiedy szeroko rozumiana budowlana rzeczywistość w Polsce będzie dotyczyła także sprzątania i pozostawienia miejsca takim jakim się go zastało?!
Pan, który naprawiał usterki w naszym domu był bardzo sympatyczny i swoją pracę wykonał dobrze. Miał także obuwie zamienne w formie miękkich klapek, także nie chodził w obuwiu z zewnątrz po domu, co się bardzo chwali.
Nie posiadał jednak niczego poza papierem do szlifowania i zaprawą.
Zatem zmiotkę z szufelką do pobieżnego zebrania pyłu pożyczaliśmy panu. Podobnie ma się kwestia odkurzacza. Pan miał także jedną folię, którą przysłaniał podłogę pod szlifowanym miejscem i co jakiś czas chodził ją wytrząsać na dwór (czy po krakowsku- na pole).
Po jego wyjściu został nam mały armagedon do ogarnięcia i z pewnością nic się nie zmieniło w okresie ostatniego roku, jeżeli chodzi o "szerokość" zakresu usługi. Firma nie wyposażyła pracownika w folię do osłonięcia mebli, odkurzacz przemysłowy...w nic do sprzątania.
Mimo tego, że jak się dowiadywaliśmy, pracownicy mieli posiadać ww. akcesoria.
Fakt, że łóżka (w sypialni i u dziewczyn) poosłanialiśmy folią malarską, nabytą w tym celu w markecie budowlanym wynikał tylko z naszej nadgorliwości i doświadczenia. No i całe szczęście, bo gdyby nie one to spalibyśmy w pyle...i to bynajmniej nie gwiezdnym. Sprzątanie nadal pozostaje w gestii inwestora.

We wspominanym wyżej tekście przywoływałam przykład Kanady i wymiany okien, którego doświadczyła moja koleżanka. Prace były prowadzone pod nieobecność domowników, którzy po powrocie z pracy sądzili że nic nie było robione, albowiem mieszkanie znajdowało się w stanie nienaruszonym. Okna zostały wymienione i nie pozostał po tej operacji żaden ślad. Mistrzostwo!

Da się? - Pewnie, że się da - trzeba jednak przywiązywać wagę do kwestii sprzątania po wykonywanych pracach, jak również, do prowadzenia ich w sposób schludny. Zresztą jeżeli wykonawca będzie miał świadomość, że musi po sobie posprzątać - sam dla siebie będzie pracował "czyściej".

Przekonałam się o tym obserwując prace firmy, która wykonywała interwencyjne prace przy instalacji gazowej, w rejonie naszego domu. O tym jakie miałam refleksje odnośnie ich działań możecie przeczytać tutaj.

PODSUMOWANIE, czyli REFLEKSJE KOŃCOWE:

  1. Panowie byli sympatyczni i kompetentni i w kontekście ich pracy nie mam żadnych zastrzeżeń. Praca na przysłowiowe 5+.
  2. Mam duże "ale" w odniesieniu do wyposażenia pracowników w sprzęt, zwłaszcza ten do sprzątania.
    W trakcie ustaleń dopytywaliśmy czy mamy jakoś zabezpieczyć rzeczy (chodziło głównie o pył, powstający w hurtowych ilościach, trakcie szlifowania). Dowiedzieliśmy się, że pracownicy wykonujący prace będą posiadali: folię do zasłonięcia, odkurzacz przemysłowy.
    To był plan, a jaka była rzeczywistość?
    Panowie poza wiadrem, zaprawą, kostkami do szlifowania i nożykiem do wycinania taśm oraz jednym średnich rozmiarów arkuszem folii oraz taśmami malarskimi do jej przyklejania i zabezpieczania fragmentów ścian,nie posiadali niczego więcej.
    Skutek był taki, że pan w trakcie prac, co jakiś czas wychodził na zewnątrz i zsypywał na podwórku pył z folii. Po zakończeniu prac poprosił o zmiotkę z szufelką, a następnie o odkurzacz. Po pobieżnym zebraniu pyłu opuścił nasz dom, informując o wykonanym zadaniu.
  3. Na szczęście, tknięci przeczuciem nabyliśmy wcześniej kilka arkuszy folii malarskiej, którą zabezpieczyliśmy chociaż łóżka i w ten sposób uniknęliśmy konieczności zmiany pościeli, bądź spania w pyle.
    Nie starczyło nam już czasu i sił, żeby do sobotniego wieczoru w pełni doprowadzić dom do stanu sprzed wizyty pracowników firmy, która budowała nasz dom.
    Morał z tego taki, że "usuwanie usterek na koszt wykonawcy" - cytując umowę - dotyczy nadal, wciąż i jedynie napraw, ale już nie obejmuje pozostawienia miejsca takim jak się go zastało.
  4. Konkluzja jest taka, że jak to zwykle bywa inwestor na swe barki musi wziąć armagedon, który pozostaje po takiej wizycie naprawczej. A tak nie powinno być!
  5. Podkreślić muszę natomiast fakt, że pracownik wyposażony był w kapcie do pracy i tym samym nie chodził po domu w butach (zewnętrznych, roboczych).
    Teraz pozostaje do owego zmiennego obuwia dorzucić co nieco akcesoriów do zabezpieczenia i posprzątania miejsca prowadzonych prac i będzie super!
  6. I jeszcze jedna, ostatnia kwestia - kontakt telefoniczny. W piątek umówieni byliśmy na rozpoczęcie prac między 13 a 14. Wyszliśmy wcześniej z pracy, żeby dojechać na czas do domu. Ostatecznie panowie przybyli dopiero po 18tej. Szczerze już wątpiłam, że w ogóle będą coś robić tego dnia.
  7. W przypadku firmy budującej nasz dom i jej pracowników problemem jest brak kontaktu z osobą mającą wykonywać prace.
    Obecnie jedyny kontakt mieliśmy z podwykonawcą będącym szefem ekipy - stacjonującym w Raciborzu, który dopiero kontaktował się z pracownikami (znajdującymi się - tym razem - w Krakowie) i ponownie oddzwaniał do inwestora. W ten sposób powstaje coś na kształt głuchego telefonu, a oczekujący jest zdezorientowany.
  8. W sobotę miało miejsce identyczne zdarzenie - panowie mieli zjawić się rano, finalnie o 11tej nikogo nie było i ponownie dopiero telefon do pana Miszy, który był przekonany, że pracownicy już od dawna są na miejscu, dostarczył nam wiadomości o problemie z autem.
  9. Może lepiej byłoby udostępniać kontakt bezpośrednio między inwestorem a pracownikiem przydzielonym do danych prac..?

p.s. Swoimi spostrzeżeniami i uwagami podzieliłam się z jednym z Panów Prezesów firmy. Wysłałam wiadomość email, która zawierała opis wydarzeń i moje refleksje w temacie. Niestety nie doczekałam się nawet potwierdzenia odbioru wiadomości, a co dopiero jakiegoś "dziękuję", czy szerszej odpowiedzi...

Powodzenia! i Kreujmy rzeczywistość!
marta

Podziel się

Napisz komentarz

Capcha
Wprowadź kod obrazka

Kanał RSS z komentarzy dla tego posta