Hołd różu

Napisał MMSlezak brak komentarzy
Sklasyfikowane w : Wnętrza Tagi : trzeci pokój, poddasze użytkowe

Czasem bywa tak, że rzeczywistość dostosowuje się do nas, a czasem wręcz odwrotnie - my do rzeczywistości 😉

Nie mam w zwyczaju pielęgnować monololorystyki, ale akurat tzw. trzeci pokój urządziliśmy w zgaszonych błękitach: farba - w kolorze "kacze jajo", tapeta (krem, szarość, kacze jajo, zgaszona żółć), szara kanapa, drewniane szaro-beżowe komody. W trakcie wykańczania domu, jak nigdy chodził za mną kolor żółty, dlatego poduszki (w nawiązaniu do pastelowej żółci trójkąta tapety) zakupiłam żółte.

W tym samym pokoju posiadam kolekcję kaktusów. Rzeczone rośliny z kolcami pielęgnuję od maleńkości (ich, nie mojej 😁) i jak zaczęły się rozrastać, to już w kwietniu podjęłam próbę zakupu doniczek. Przeszukałam krakowskie markety budowlane, Internet i ni w ząb nie znalazłam pasujących stylistycznie "rynienek" na moje kaktusy. Już tak mam, że wolę je sadzić parami, bądź trójkami (a namiętnie hoduję je od okresu studiów, kiedy to w wynajmowanym mieszkaniu rozpoczęłam swoją przygodę z kłócącymi trójpakami z IKEA).

Wspominałam Wam też, że w doniczki często zaopatruję się w jednym, konkretnym sklepie w Kołobrzegu. Wynika to z faktu, że tam zawsze znajdowałam fajnackie, ceramiczne donice i do tego w atrakcyjnych cenach.
Jednakże z doniczkami na kaktusy nie było tak łatwo. Traf chciał, że "kaktusowych rynienek" było jak na lekarstwo i jedynie w różu.
W kwietniu zatem nie kupiliśmy donic na kaktusy w Kołobrzegu, bo różu nie chciałam (mimo, że był ładny).

Minął maj, czerwiec, prawie lipiec. Znów znaleźliśmy się w Kołobrzegu i znów pojechaliśmy do "naszego sklepu" po doniczki. No i co? I były cztery różowe i jedna szaro-niebieskawa.
Nabyliśmy (przełamując opory i już dyskutując o wyborze nawiązujących kolorystycznie chociaż poduszek) dwie różowe doniczki i jednego szarawego rodzynka.
Wracając z ceramiką wstąpiliśmy jeszcze do innego sklepu, z którego wyszliśmy z luźniejszym portfelem, ale bogatsi o brudno różową poduchę, kremowo-różowy pled i dwie świece.

kaktusy

W domu rodziców w trakcie ekscytującego pokazu naszego nabytku, tak niefortunnie postawiłam naszego "rodzynka", że był uprzejmy się obtłuc, ale na szczęście w formie "puzzli", które klejem poskładał mój (skądinąd) wspaniały Mąż 😀😍
Wypadek ten spowodował, że zdecydowałam się jechać po dwie ostatnie (sprawdzone na moją prośbę przez kasjerkę - w młodszym modelu znanej Odry - stany magazynowe) różowe rynienki.
Były, czekały na nas, mimo upływu kolejnych dwóch dni. Zatem skoro opatrzność tak chciała mamy różowe donice i piątą rekonwalescentkę.

Po powrocie do Krakowa kupując nawóz do trawy i płyn na ubój (li i jedynie) dwuliściennych chwastów, dokupiłam jeszcze jedna poduszkę (róż-krem-szarość przełamana zielenią) i narzutę (którą usilnie próbowaliśmy artystycznie narzucić na łoże 😉). A i do tego jeszcze moje piękne wazony (też z Kołobrzegu), które są naprawdę i w 100% poważnie wprost stworzone do naszego "trzeciego pokoju", byłam zmuszona zestawić na jednej komodzie. Do tego jeden z nich - miast zatrwianu - wyposażyć w dumnie prężący się ala różowy dmuchawiec (bo jakiż by inny). kanapa
I tak stałam się orędowniczką brudnego różu 😎
A co do czego się dostosowało i kto wykazał elastyczność - zdecydujcie sami 😊

Do zobaczenia!
marta

Podziel się

Napisz komentarz

Capcha
Wprowadź kod obrazka

Kanał RSS z komentarzy dla tego posta