Niespodziewana siłownia

Napisał MMSlezak brak komentarzy

Czyli o zakupie krzewów i roślin ozdobnych

Kilka tygodni temu, w nocy z czwartku na piątek, wróciliśmy z ostatniego etapu naszego wakacyjnego wypoczynku. Pełni energii od razu zakasaliśmy rękawy i mimo pewnych deficytów snu, udaliśmy się na zakupy rzeczy do ogrodu.

WIZJA

Ci z Was, którzy śledzą profile społecznościowe bloga, wiedzą że nasz ogród to był prawdziwy węzeł gordyjski i że po żmudnym wielomiesięcznym wyzbywanie się gruzu, którego finalnie ostatni kontener został wywieziony li i jedynie siłą naszych mięśni, zasialiśmy trawę, która była uprzejma zazielenić się w okresie naszej nieobecności.
W międzyczasie była troskliwie podlewana przez mego szwagra, który ma także ogromny udział w uporządkowaniu naszych włości.

Jednak - ad rem - jak mawia moja rodzicielka - ostatnie trzy dni naszego urlopu zamierzaliśmy spędzić już w swoim domu i ogrodzie, upiększając zieleń o nowe nasadzenia, rozkładając pod nimi połacia agrowłókniny, podsypując je korą itd.itp.
Jeszcze na Suwalszczyźnie - w naszej wakacyjnej krainie - Wojciech przeszukał Internet i odnalazł szkółkę roślin i krzewów ozdobnych, znajdującą się najbliżej naszego domu.
Do mieszkania - na taras - zwykliśmy nabywać rośliny w innym ogrodnictwie, które jednak w międzyczasie zostało przeniesione poza Kraków i tamtejsza lokalizacja jest nam zupełnie nie po drodze.
Zatem mieliśmy dane geolokalizacyjne, przyjechaliśmy do domu, dziatwę oddaliśmy pod opiekę babci i stryja i w ten sposób wolni niczym wiatr pojechaliśmy zdobywać centrum ogrodnicze, czyli wybierać rośliny do naszego ogrodu.

Wiedzieliśmy też co chcemy zakupić, albowiem w trakcie wakacji przegadaliśmy zamysł i dodatkowo wsparliśmy się doświadczeniem moich rodziców, którzy mają bardzo duży, piękny ogród, pielęgnowany od blisko dwudziestu lat, dlatego posiadają znaczną wiedzę w temacie. Ponadto moja mama ma duży zmysł plastyczny i umiejętność aranżacji wszelakiej. Sami rozumiecie, że tego typu bezpłatne i nielimitowane konsultacje są na wagę złota.

Wiedzieliśmy zatem, że skarpa, która powstała na skutek określenia docelowego poziomu* terenu wokół domu, ma zostać obsadzona płożącymi jałowcami. Na końcu bocznej odnogi naszego ogrodu mają zostać zasądzone tuje w ilości dziesięciu sztuk, tak żeby optycznie skrócić jej długość. Ponadto w planowanym miejscu posadowienia mini placu zabaw, mają stanąć sosenki, które w przyszłości będą stanowiły zacienienie mocno nasłonecznionego miejsca. Wiedzieliśmy też, że - do naszego "niewymagającego" ogrodu - chcemy kupić krzewy hortensji bukietowej, która przy niewielkich nakładach pracy zdobi teren i jest odporna na operujące słońce.
Plan był doprecyzowany, środki nań zgromadzone, nie pozostawało nic innego, jak tylko udać się do szkółki, nabyć rośliny i pozyskać jakowyś transport, który byłby zdolny przewieźć te nieco hurtowe ilości zieleniny.

DYGRESJA

* W tym miejscu muszę wspomnieć o tym, jak pan kierownik naszej budowy, w momencie zakończenia prac fundamentowych i porządkowania terenu - przed wejściem ekip głównego wykonawcy naszego domu, poradził nam nadsypać około 20 centymetrów więcej ziemi, niż planowany, docelowy poziom. Twierdził on, że w trakcie zimy ziemia osiądzie i teren widocznie się obniży. W naszym przypadku nic takiego nie miało miejsca. Być może z tego powodu, że ten teren był już wcześniej zabudowany, a ziemia - nawet nieco zruszona - była już jednak "wypoziomowana" i więcej już "nie oklapła".

Dlatego w tym roku, określając poziom docelowy wokół domu, musieliśmy poprosić pana koparkowego o zdjęcie właśnie około 10 - 20 centymetrów ziemi, ze wszystkich stron wokoło budynku, mimo że przeleżała one nie jedną, a nawet dwie zimy - w stanie naddatkowym.

SZKÓŁKA

Pojechaliśmy, bez trudu odnaleźliśmy szkółkę, po której około południa, w dzień roboczy kręciły się tylko ze dwie osoby kupujące poza nami. Po zaparkowaniu auta dojrzeliśmy informację o tym, że szkółka nie posiada własnego transportu, ale klienci zainteresowani przewozem nabytych roślin mają szansę skorzystać z taksówki bagażowej, a po szczegóły należy udać się do biura.
Skierowaliśmy się zatem w kierunku białych drzwi z napisem "Biuro", w którym zastaliśmy mężczyznę za biurkiem. Zapytany o możliwość zamówienia transportu, albowiem planujemy większe zakupy, odpowiedział że mają zaznajomionego kierowcę i poda nam do niego numer, a my już ustalimy wszystkie szczegóły. Okazało się jedynie, że do pozyskania rzeczonego numeru potrzebna nam była pani Wiola, czy inna Zdzisia, którą pan przywołał - wigornym pokrzykiwaniem - z terenu szkółki. Przybyła pracownica otworzyła kolejne drzwi, tym razem z napisem "Kasa" i wyposażyła nas w karteluszkę z namiarami na kierowcę, który z założenia jest skłonny przewozić rośliny zakupione przez klientów owego centrum ogrodniczego.

Zadzwoniliśmy. Pan zapowiedział przyjazd do półtorej godziny, a my mieliśmy wybrać, opłacić i pozostawić rośliny wraz z adresem dowozu, i mogliśmy oddalić się celem załatwienia kolejnych spraw i sprawunków.
Wybrać brzmi gładko, ba - nawet bardzo przyjemnie. Panie już pewnie zacierały ręce widząc oczami wyobraźni możliwość pohasania po centrum. Panowie uznaliście zapewne, że jako kobieta byłam w swoim żywiole. Ha - stereotypy, stereotypy i to także w odniesieniu do tej łatwości zakupu. Czemu?
Wybór - w przypadku sporych, około półtora metrowych tui i sosen, posadowionych w ciężkich donicach, z uwagi na ilość ziemi - jest już pewnym wyzwaniem. Kolejnym okazało się dotransportowanie tychże do kasy.
Łącznie kupiliśmy czterdzieści sześć roślin i szesnaście worków ziemi. Okazało się jednak, że nie ma żadnego pracownika, który wybrane egzemplarze pomoże nam przetransportować do kasy. Dopytałam jeszcze panią, czy mamy to uczynić sami.
Naiwnie sądziłam, że może jest jakiś fizyczny pracownik, który pomaga przy dużych zakupach.
.

szkolka

Pani poinformowała mnie, że przed wejściem stoją wózki, które prowadziło się równie źle jak wózki- autka, spotykane w marketach budowlanych. Wózko-taczki były trudno sterowalne, zjeżdżające na boki i nawet bez załadunku miałam problem nimi operować, mimo wprawy w prowadzeniu podwójnego wózka dziecięcego jedną ręką po polskich chodnikach (uwierzcie mi, zwłaszcza ten ostatni atrybut stanowi clou zagadnienia). Dodatkowo - ścieżki między roślinami miały szerokość maksymalnie około dwóch płyt chodnikowych.

szkolka


Po załadowaniu pierwszej partii pięciu tui, mój małżonek udał się z jednym z wózków w kierunku kasy, ja dzielnie - z drugim wózkiem i produktami - próbowałam podążyć za nim. Skończyło się na tym, że tuż po starcie lewe przednie koło utknęło mi pomiędzy płytami wąskich ścieżynek, a z pomocą postanowił przyjść mi nieznajomy mężczyzna będący klientem szkółki. Po chwili mozolenia się, postanowił wykręcić wózek tak, żeby go ciągnąć, miast pchać, ale nie było to proste, gdyż tylko co pewien czas występowały "skrzyżowania" umożliwiające tego typu manewr.
Pan w końcu jakoś obrócił i nieco pociągnął wózek. W tym czasie Wojciech zdążył odstawić swój pojazd i dołączyć do naszego, niewprawnego duetu. Mężczyzna po tej operacji był tak zasapany, że poczułam ogromne wyrzuty sumienia, a informacja iż wszystkiemu jest winna obecność tylko jednego płuca w jego ciele, dobiła mnie do reszty
.
Po kilkunastu minutach, spoceni dotaszczyliśmy wszystkie zakupy, w międzyczasie przeżywając epizod przysiadnięcia kółek w jednym z wózków, na którym chcieliśmy przewieźć ziemię. Skutek był taki, że połowę worków przenieśliśmy w rękach, a dopiero drugą część udało się dociągnąć na skaczącym, sflaczałym pod ciężarem, wózku.
W międzyczasie pan z biura w ogóle zniknął, a jedyna pani z personelu, tkwiła gdzieś między iglakami.

Po zakończonej kampanii transportowania opłaciliśmy zakupy i poinformowani, że resztą - szczęśliwie dla naszych kręgosłupów - zajmie się już pani, oddaliliśmy w kierunku auta.

PODSUMOWANIE, czyli REFLEKSJE KOŃCOWE:

  1. Szczerze mówiąc tylko determinacja i chęć jak najszybszego zorganizowania ogrodu zmobilizowały mnie do zakupów w takim wydaniu.
  2. Mimo, że w trakcie płatności otrzymałam 5% rabat za zakupy (powyżej kwoty 1000 złotych), to i tak wolałabym zapłacić pełną wartość, ale być obsłużona od przysłowiowego A do Z.
  3. Gdybym w owym centrum była sama, to na milion procent nie dałabym rady z tymi zakupami.
    A przecież nie może być tak, że kobieta nie jest w stanie nabyć pewnych sprawunków. W sklepie powinien być personel, który pomaga wydobyć towar i dostarczyć go klientowi do kasy.
    Ideałem jest, kiedy przy ciężkich artykułach (wiadra farb, płytki) istnieje możliwość skorzystania (nawet z odpłatnej) pomocy pracowników.
  4. Odwiedzona przez nas szkółka jest średniej wielkości, znajduje się niewątpliwie obok domu właścicieli i do tego w centrum Krakowa. Teren wokół jest zadbany.
    Jednak warunki zakupu, czyli transportowania ciężkich roślin po wąskich chodnikach, są trudno akceptowalne.
  5. Na korzyść pani nas obsługującej przemówiło chociaż to, że już po zakupie sama postanowiła "ogarnąć" nasze produkty, do czasu przyjazdu kierowcy.
  6. Jednakże transport (bardzo profesjonalny): palety, pochylnia, wózek widłowy, okazał się drogi.
    Pan za przywóz roślin wziął 120 złotych, podczas gdy kilka dni później porównywalna ilość ciężkich produktów przewożona do nas z jednego z marketów budowlanych, nieco bardziej oddalonych niż wspominana szkółka, wyniósł (zaledwie) 50 złotych.
  7. Wniosek z tego taki, że zdecydowanie taniej jest, kiedy sprzedawca posiada własny transport i oferuje usługę (oczywiście odpłatną) transportu, dla swoich klientów, a dokładnie ich produktów.
  8. Zastanawiam się i dochodzę do wniosku, że po raz kolejny mam do czynienia z miejscem, które ze względu na przyjętą w nim filozofię i panujące warunki zakupów, dyskredytuje na wstępie osoby niepełnosprawne, starsze, czy choćby nie mogące dźwigać, jak np. kobiety w ciąży.
  9. Czy poleciłabym to centrum ogrodnicze? Nie wiem. Chyba z zastrzeżeniem, że na obsługę nie ma co liczyć i trzeba jechać z jakimś innym ciałem towarzyszącym, może nawet jakowymś bodyguardem 😉

P.S. A co do tego osiadania ziemi, to nie zawsze ufajcie w słowa i teorie kierowników budów.

Powodzenia i kreujmy naszą rzeczywistość i bądźmy sobie pomocni!
marta

Podziel się

Napisz komentarz

Capcha
Wprowadź kod obrazka

Kanał RSS z komentarzy dla tego posta