Ostatnio Instagramowy profil firmy, która budowała także nasz dom prezentował widok z drona na dom wybudowany przez firmę w roku 2018. Oczywiście pokazane zdjęcia były sielskie i anielskie: teren zagospodarowany, dom z podmurówką, schodami wejściowymi i tarasem (foty ze stanem bieżącym z roku 2020).
Jednak rzeczywistość ofert i budów domów szkieletowych (a z pewnością w przypadku firmy, która budowała nasz dom) i tzw. szybkich budów (domy z bali, domy z keramzytobetonu) nie jest tak idylliczna.
Czyli co się dzieje w domu szkieletowym Realityszoł w czasach zarazy
Od rana trochę padało, a my dzisiaj niespiesznie zjedliśmy śniadanie i oddaliśmy się wypoczynkowi z kawą na sofie.
W końcu mobilizacja nadeszła: dziatwa przebrała się z piżam, umyła zęby i młodsze dziecię w oczekiwaniu na uczesanie kilometrowych włosów starszej siostry padło na kanapie w pokoju gościnnym. Koko wyszła pogrzebać w piaskownicy, a my pilnujemy coby Lucy - dynamiczna z natury - nie omsknęła się ze złożonej kanapy 😉
Za oknem padać przestało, ale szaro i chłodno, więc można się oddać pisaniu 😊
Właśnie planujemy dalsze prace z roślinami wokół domu, ale to też dobry moment na opisanie tego co już posadziliśmy i zrobiliśmy od rozpoczęcia przymusowej bytności w domu.
Odwiedził nas ostatnio znajomy. Wizyta związana była z chęcią zasięgnięcia przez niego informacji odnośnie technologii szkieletowej, kosztów takiej budowy i naszych doświadczeń.
Wspominałam Wam już niejednokrotnie, że na naszej działce posiadamy studnię. Ponadto odwodnienie wokół domu mamy zrealizowane tak, że woda z rynien odprowadzana jest do dwóch studzienek opadowych.
W ten sposób na cele podlewania naszego ogrodu czerpiemy wodę właśnie z owych źródeł.
Do takiego systemu podlewania potrzebujemy pompy zanurzeniowej, która do maja 2019 roku funkcjonowała jako wyrób z komunistycznego Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich i jako produkt zakupiony "u ruskich" na bazarku świetnie przez lata dawała radę.
Niestety zeszło jej się wiosną, a właściwie prawie latem tego roku, i musieliśmy nabyć nową pompę i tu zaczęły się schody.
Czekaliśmy kilka dni temu na pana od pomiaru i montażu balustrad balkonowych. Czekaliśmy już kolejny dzień, bo pan pierwotnie zapowiadał się na sobotę, później na sto procent na poniedziałek (bo miał wówczas umówiony montaż pod Krakowem, a jest spoza Krakowa). Potem po późno popołudniowym telefonie z naszej strony dziękował za cierpliwość i deklarował przyjazd we wtorek (bo montaż się przedłużył). W środę nadal NIE było odzewu, a z tym człowiekiem dogadujemy się od kilku miesięcy. Tych miesięcy kiedy z kolei żmudnie próbowaliśmy skoordynować pracę pana od podłogi balkonowej.
Nie ukrywam, że dopadł mnie gniew na brak szacunku, bo dwa dni z rzędu lecimy z pracy z wywieszonym językiem, żeby zdążyć na umówioną godzinę spotkania, a potem cisza. W rozmowach - czy to telefonicznych, czy twarzą w twarz wszyscy wydają się być rozsądni, sensowni i poukładani, a potem wychodzą niespodzianki.
W trakcie wieczornych rozmyślań i próby stłumienia złości przypomniała mi się historia z umawianiem fachowca do wykonania drogi dojazdowej do naszego domu i ogrodzenia od frontu.
A było tak…