Czekaliśmy kilka dni temu na pana od pomiaru i montażu balustrad balkonowych. Czekaliśmy już kolejny dzień, bo pan pierwotnie zapowiadał się na sobotę, później na sto procent na poniedziałek (bo miał wówczas umówiony montaż pod Krakowem, a jest spoza Krakowa). Potem po późno popołudniowym telefonie z naszej strony dziękował za cierpliwość i deklarował przyjazd we wtorek (bo montaż się przedłużył). W środę nadal NIE było odzewu, a z tym człowiekiem dogadujemy się od kilku miesięcy. Tych miesięcy kiedy z kolei żmudnie próbowaliśmy skoordynować pracę pana od podłogi balkonowej.
Nie ukrywam, że dopadł mnie gniew na brak szacunku, bo dwa dni z rzędu lecimy z pracy z wywieszonym językiem, żeby zdążyć na umówioną godzinę spotkania, a potem cisza. W rozmowach - czy to telefonicznych, czy twarzą w twarz wszyscy wydają się być rozsądni, sensowni i poukładani, a potem wychodzą niespodzianki.
W trakcie wieczornych rozmyślań i próby stłumienia złości przypomniała mi się historia z umawianiem fachowca do wykonania drogi dojazdowej do naszego domu i ogrodzenia od frontu.
A było tak…
Czyli o businessie, awanturze i zdobywaniu rzeczy na wyciągnięcie ręki
Lubię od czasu do czasu opisać Wam historię z życia wziętą i to nie mojego życia, a rodziny i znajomych.
Traf chce, że moi rodzice od około pół roku zmagają się z ekipami remontowymi, wykończeniówką i wszelkimi aspektami związanymi z adaptacją eks sklepu meblowego na gabinety lekarskie.
Moi Drodzy dzisiaj trochę o bylejakości. Nie macie wrażenia, że w dobie wypieszczonych zdjęć z portali społecznościowych, jednocześnie zalewa nas fala miernej jakości usług?
Tak wiem, jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Bardziej chodzi mi o to, że dbamy o "okładkę", a z wnętrzem bywa różnie.
Czyli o naszym gazie opowieści ciąg dalszy (część pierwsza dostępna tutaj)
DZIEŃ DZIECKA, czyli CHWILA NA MOBILIZACJĘ
Kilka dni powdychaliśmy nadmorskiej bryzy i wróciliśmy na łono nowego domu.
Czekała nas rzeczywistość rozpakowywania dziesiątków kartonów. Miałam wrażenie, że nigdy się z tym nie wyrobimy. Nie wiedziałam w co mam wkładać ręce. Zwłaszcza, że istniała jeszcze praca do której chodził mąż i dziewczyny, które potrzebowały normalnego, ustabilizowanego rytmu dnia i nie było możliwości pracowania non stop, aż do skutku, czyli osiągnięcia względnego ładu.