Każdy komentarz na wagę złota
Czyli o tym, że dla mnie informacja zwrotna także jest kluczowa
Kilka dni temu pod zajawką jednego z tekstów blogowych, na profilu Facebook'owym bloga napisał swój komentarz jeden z Czytelników.
Czyli o tym, że dla mnie informacja zwrotna także jest kluczowa
Kilka dni temu pod zajawką jednego z tekstów blogowych, na profilu Facebook'owym bloga napisał swój komentarz jeden z Czytelników.
Czyli o drodze wcale nie usłanej różami
Kilka dni temu poprzez Facebook'owy profil bloga otrzymałam długi wywód od Pana Jarka, który komentował blogowy tekst dotyczący historii naszego przyłącza gazowego. Z komentarza jasno wynikało, że powinnam przestać pisać cokolwiek, bo moja niekompetencja jest rażąca, a moja wirtualna działalność i opisy sytuacji, które mnie spotkały w trakcie budowy domu, mogą tylko i jedynie wystraszyć przyszłych inwestorów.
Wiem, że Internet jest miejscem, w którym każdy może się wypowiedzieć i tak jak ja mogę prowadzić bloga, tak rzeczony Pan Jarek może komentować.
Czyli o naszym gazie opowieści ciąg dalszy
(część pierwsza dostępna tutaj)
DZIEŃ DZIECKA, czyli CHWILA NA MOBILIZACJĘ
Kilka dni powdychaliśmy nadmorskiej bryzy i wróciliśmy na łono nowego domu. Czekała nas rzeczywistość rozpakowywania dziesiątków kartonów. Miałam wrażenie, że nigdy się z tym nie wyrobimy. Nie wiedziałam w co mam wkładać ręce. Zwłaszcza, że istniała jeszcze praca do której chodził mąż i dziewczyny, które potrzebowały normalnego, ustabilizowanego rytmu dnia i nie było możliwości pracowania non stop, aż do skutku, czyli osiągnięcia względnego ładu.
Czyli o naszym przyłączu gazowym
Jak już Wam wcześniej opowiadałam temat naszych przyłączy, to istna epopeja. To trójksiąg objętościowo na miarę Sienkiewiczowskiej Trylogii. Tematycznie bardziej przypomina “Krąg”, czy inne “Blair witch project”, powodując dreszcz przebiegający po plecach i jeżenie się włosów. Miało być pięknie: było sobie dwoje ludzi, którzy stworzyli rodzinę i właśnie na potrzeby tej rodziny chcieli wybudować dom, taki żeby mieszkało się im wygodnie, żeby dzieci miały przestrzeń do zabawy i żeby odwiedzająca ich rodzina miała gdzie się zatrzymać w komfortowych warunkach. W bajce nastąpiłby happy end i wszyscy wierzylibyśmy, że poszło jak po maśle i idylla trwa. W życiu jednak o marzenia trzeba zawalczyć, no i my zawalczyliśmy, a że owym marzeniem okazał się płynący gaz i ogrzany dom, o tym to właśnie traktuje poniższa historia.
Czyli dlaczego nie mieliśmy prądu w dniu przeprowadzki do domu
Temat naszych przyłączy to właściwie epopeja. Przyłącze prądowe to i tak najkrótsza z trzech historii. To taki trochę “Pan Wołodyjowski” naszego trójksięgu.