Infolinia

Napisał MMSlezak brak komentarzy

Czyli niespodziewana pogawędka budowlana

Spotkała mnie w miniony czwartek niespodzianka, wydarzenie zaskakujące, niecodzienne i bardzo pozytywne 🙂

CICHOSZA, czyli BRAK ODZEWU

Od kilku dni próbowałam bezskutecznie skontaktować się z doradcą w banku, w którym mamy kredyt, w celu umówienia spotkania. Moje pytania dotyczyły ubezpieczenia domu, możliwości jego zakupu w banku i płynących z tego tytułu ewentualnych promocji w odniesieniu do oprocentowania kredytu (zgodnie z zapisami naszej umowy).
Po trzech dniach bezowocnego oczekiwania na odpowiedź na maila oraz próbę dodzwonienia się pod trzy numery telefonów: komórkowy oraz dwa stacjonarne, postanowiłam zdobyć numer do placówki banku. Pomyślałam, że być może pani doradczyni przebywa na urlopie - skoro przez kilka dni nie odpowiada na próby kontaktu (i to dwojakiego) - i dowiem się w placówce czy i jeśli tak, to do kiedy będzie nieobecna.

ŚMIECI W SIECI, czyli INFOLINIA

Odnalezienie w Internecie numeru telefonu do placówki okazało się być rzeczą awykonalną. Jeżeli już znajdowałam numer to automat informował mnie, że taki abonent nie istnieje. Zatem, uznawszy że w sieci tkwią “śmieci”, zadzwoniłam na infolinię banku. Po wysłuchaniu opcji menu oddałam się kontemplacyjnemu słuchaniu muzyki - o znamionach relaksacyjnej - i oczekiwałam na rozmowę z pracownikiem. Po kilku minutach odebrała pani konsultantka, która na moją prośbę: “Chciałabym uzyskać numer telefonu do placówki w Krakowie, ponieważ mam problem - od kilku dni bezskutecznie próbuje nawiązać kontakt z doradcą od kredytów hipotecznych” powiedziała tylko “Łączę z działem kredytów hipotecznych”. Usłyszałam piknięcie i ponownie w moje uszy wlała się kojąca melodyjka. Jak się domyślacie nie byłam zachwycona, ale cierpliwie czekałam.
Po chwili usłyszałam znajome brzdęknięcie i tym razem - męski głos. Ponownie w jednym zdaniu wyjaśniłam panu powód mojego telefonu, dodając jeszcze że zostałam przełączona do działu kredytów hipotecznych przez panią, która jako pierwsza odebrała moje połączenie. Pracownik stwierdził, że numeru telefonu do placówki nie może mi podać. Sprawdził natomiast grafik pracy pani doradczyni z krakowskiego oddziału, z którego wynikało że powinna być w pracy. *

*To już kolejny raz (co najmniej trzeci), kiedy nie mogę się z kobietą skontaktować, a posiadam (jedynie) namiary do tej osoby, bo to ona załatwiała wszystkie formalności związane z naszym kredytem. Pani bywa tak zapracowana, że przez kilka dni nie jest w stanie odebrać telefonu (wykonywanego przeze mnie o różnych porach godzin pracy banku), ani oddzwonić, ani odpisać na maila…właściwie to nie odezwała się do dnia dzisiejszego.

POGAWĘDKA, czyli BUDOWLANE TETE A TETE

Konsultant infolinii zaproponował, że napisze maila z prośbą o pilny kontakt ze strony doradczyni. Stwierdziłam, że z mojej strony nawet nie chodzi o pilna potrzebę, ale w ogóle o kontakt. Wtedy pan zaoferował swoją pomoc. Z pewnymi wątpliwościami (wydawało mi się, że na infolinii nie uzyskam odpowiedzi na moje pytania) wyłuszczyłam kwestię, którą chciałam wyjaśnić - dotyczącą obliczenia składki ubezpieczenia, gdybym zdecydowała się wykupić polisę dla domu w banku. Pracownik stwierdził, że jak najbardziej może mi wszystko obliczyć. Zadał mi pytanie, czy wybudowany dom jest domem drewnianym, czy murowanym. Okazało się bowiem, że nie każdy z dwóch potencjalnych ubezpieczycieli, z którymi bank współpracuje, ubezpiecza domy drewniane.
W trakcie kiedy pan dokonywał ostatecznej weryfikacji dostępnych firm ubezpieczeniowych, zadał mi swobodne pytanie: “A budowała pani dom szkieletowy?”. Na moją twierdzącą odpowiedź po chwili padło kolejne pytanie: “A proszę mi powiedzieć ile trwało stawianie domu?” 😁
Pan zweryfikował rzeczywistość, potwierdził, że tylko jedno - ze współpracujących z bankiem - towarzystw ubezpieczeniowych posiada pakiety dla domów drewnianych i kiedy obliczał miesięczne składki ubezpieczeniowe - w zależności od wariantu - nasza rozmowa potoczyła się zupełnie innym nurtem - wątkiem budowlanym 😉

Pamiętajcie, że cały czas rozmawiałam z pracownikiem infolinii banku, i tego typu pogawędki raczej nie stanowią przysłowiowego chleba powszedniego, w tego typu sytuacjach 😏
Co do kwestii budowlanych, to sami wiecie czytając mojego bloga, że odpowiedź nawet na proste pytanie dotyczące np. czasu stawiania domu może być złożona. Bo owszem, jeżeli zsumować wszystkie etapy (rozłożone w czasie ze względu na warunki pogodowe, temperaturowe) stawiania naszego domu szkieletowego, to trwało to około 3,5 miesiąca. Natomiast - jak Wam wiadomo, o czym pisałam w tekście, u nas budowa ruszyła w listopadzie, a tynk był kładziony dopiero w maju.

Zatem odpowiadając panu z banku na jego drugie pytanie, dotyczące czasu trwania budowy mojego domu szkieletowego, musiałam się nieco rozwinąć. I tak od słowa do słowa interlokutor opowiedział mi , że właśnie tydzień wcześniej wylano mu fundamenty, że teraz muszą “poodpoczywać” około 3/4 tygodnie, zanim budowa ruszy w górę. Wspomniał o tym, że jego znajomi rozpoczęli budowę już po tygodniu od wylania fundamentów, bo firma stawiająca ich dom uznała, że przy lekkiej konstrukcji tydzień jest wystarczający do wyschnięcia i “osadzenia się” fundamentów. W odpowiedzi na tę historię ja przytoczyłam nasze doświadczenia z wylewkami - o których już wkrótce będziecie mogli przeczytać, bo tekst jest gotowy i czeka na swoją kolej 🙂
Pan zagadnął mnie, czy stosowaliśmy jakieś nowe technologie, i zapytany przeze mnie co przez to rozumie, doprecyzował, że chodzi mu np. o niekonwencjonalne źródła energii. Stwierdziłam, że owszem myśleliśmy o bateriach słonecznych - solarach, ale jest to kwestią przyszłości, gdyż w tzw. pierwszym rzucie nie było nas na wszystko stać. Na to rozmówca przytoczył mi historię marzeń i planów, jakie mieli wraz z małżonką wizualizując swój dom i rzeczywistości, w której musieli je weryfikować i modyfikować, kiedy to przyszło do tworzenia projektu i przeliczania kosztów budowy.
Pogawędziliśmy jeszcze o stale rosnących cenach prac w branży budowlanej i boomie, który odczuwa od dobrych kilku lat owy sektor gospodarki. Pan stwierdził, że w końcu ta bańka musi pęknąć (przytoczyłam znane Wam - z moich Facebook'owy wyliczeń - ceny robocizny za położenie płytek). Dodałam, że prawdopodobnie kiedyś tak, natomiast na razie chcąc budować dom tkwimy w takiej rzeczywistości i unosimy się wraz ze stale pompowanym balonikiem.
W konsekwencji zaprosiłam pana na swojego bloga, bo uznałam że jest jeszcze ogrom kwestii, które moglibyśmy poruszyć, a które pana jako świeżo upieczonego inwestora - i to w dodatku domu, który ma być wybudowany w technologii szkieletowej (tak jak nasz) - mogą zainteresować. Pan skwapliwie odnotował sobie adres internetowy bloga. Wspomniałam mu również, że na bieżąco prowadzę profile społecznościowe na Facebook'u i Instagram'ie, na których zamieszczam zdjęcia z naszej budowy i domu.
W nawiązaniu do tematu mojego telefonu interlokutor jeszcze zaproponował, że jeżeli tylko chciałabym zawrzeć umowę ubezpieczeniową, to mogę to zrobić przez infolinię, bez konieczności odwiedzania placówki. Wspomniał, że bywa w Krakowie i zdaje sobie sprawę z tutejszych zatorów komunikacyjnych, dlatego proponuje kontakt ze swojej strony, za umówiony okres czasu, potrzebny mi do namysłu.
Uzgodniliśmy, że “połączymy” się za miesiąc, ponieważ (o czym też jeszcze zdążyłam Wam napisać) moje zainteresowanie ubezpieczeniem związane jest z uzyskaniem pozwolenia na użytkowanie, ale o tym będę jeszcze pisała.

PODSUMOWANIE, czyli REFLEKSJE KOŃCOWE:

  1. Nigdy jeszcze nie odbyłam tak nietypowej i sympatycznej rozmowy z pracownikiem infolinii.
    Moja lekka irytacja wynikająca z ignorancji pani doradczyni z krakowskiej placówki, została całkowicie załagodzona przez pana konsultanta.
  2. W momencie, kiedy spotkała mnie owa niespodziewana rozmowa telefoniczna kończyłam czytać (już kiedyś wspominaną przeze mnie na FB) książkę pani Agnieszki Maciąg “Miłość. Ścieżki do wolności”. Opowieść o stawaniu w jedności ze światem, sobą samym, o otwieraniu się na miłość do siebie, wolność i jedność z tym co nas otacza - światem i wszechświatem.
    Nie wiem, czy to początek moich prób otworzenia świadomości i wyłączenia rozumu, jako jedynego zmysłu poznania, czy po prostu zbieg okoliczności. Niemniej jednak takie zrządzenia losu nie zdążają się codziennie, nie codziennie prowadzę tak miłe i towarzyskie rozmowy z obcą osobą (której w dodatku nie widzę) i nie codziennie odczuwam, że moje doświadczenia mogą komuś tak pomóc.
  3. Zgodnie z tym co powiedziałam - panu - mojemu rozmówcy z infolinii banku - “Czasami naprawdę lepiej uczyć się na cudzych błędach, zwłaszcza, że te związane z budową domu często okupione są ogromnym stresem i dużymi kosztami”.
  4. Jeżeli Pan rzeczywiście dotarł na mojego bloga, to zapraszam serdecznie i mam nadzieję, że moje teksty i opowiedziane historie będą stanowiły dla Pana i Innych Czytelników swoisty drogowskaz 🙂
  5. Pamiętacie scenę z filmu "Diabeł ubiera się u Prady", kiedy to Anne Hathaway dzwoni do asystentki Mirandy Priestly i zarazem swojej byłej koleżanki z pracy - granej przez Emily Blunt, i ta po zakończeniu rozmowy (którą prowadziła w zwyczajowo oschłym tonie) mówi do swojej nowej koleżanki - siedzącej "za biurkiem Hathaway": "Poprzedniczka ustawiła ci poprzeczkę bardzo wysoko. Obyś była tego świadoma".
    Właśnie tyle mogę powiedzieć na temat moich ewentualnych przyszłych rozmów z pracownikami infolinii, po wspomnianej rozmowie już nic nie jest takie samo 😉

Powodzenia!
marta

Podziel się

Napisz komentarz

Capcha
Wprowadź kod obrazka

Kanał RSS z komentarzy dla tego posta