"Tatusiu choinka się świeci"

Napisał MMSlezak brak komentarzy

Czyli pożar

W trakcie kuchennych poczynań przypomniała mi się nasza niedawna przeprawa z tosterem, a było naprawdę dość groźnie i właśnie kilka sobót temu podjęłam decyzję, że toster będę włączać tylko i wyłącznie w trakcie swojej obecności w kuchni.

HISTORIA

Historia nasza i tostera sięga roku 2018, kiedy to wyposażając swoją kuchnię kupiliśmy sobie czajnik i toster w kolorze czarnym. Oba produkty były sygnowane tym samym nazwiskiem producenta. Po niedługim czasie czajnik elektryczny zaczął przeciekać, jego młodszy brat - na którego nastąpiła wymiana w wyniku reklamacji - także zaczął mieć objawy wycieków, zatem zażądaliśmy zwrotu gotówki i przy okazji zakupów w jednym z marketów spożywczo-przemysłowych nabyliśmy nowy - tym razem biały zestawy (toster + czajnik) z elementami drewna. Wówczas nasz czarny, całkiem nowy toster, poszedł w odstawkę na jakieś 6-8 miesięcy, kiedy to z mizernym skutkiem testowaliśmy kolejne trzy egzemplarze białego czajnika z elementami drewna. Finał był taki, że po trzech reklamacjach kolejnych trzech egzemplarzy poprosiliśmy o zwrot gotówki i nabyliśmy kolejny czajnik tym razem czarny. I tak gdzieś w roku 2019 nasz czarny "markowy" toster powrócił na łono naszej kuchni. Można rzecz, że dbałam o niego: czyściłam co tydzień (w trakcie szczegółowego sobotniego sprzątania), wysypywałam okruszki i w ogóle pieściłam jak trzecie dziecię 😏

POŻAR

W sobotę kilka tygodni temu wróciliśmy późnym popołudniem do domu z ogrodu, a dziewczyny zażyczyły sobie zapiekanek. Wyciągnęłam zatem kilka kromek zamrożonego, a upieczonego własnoręcznie chleba tostowego, który - już zwyczajowo - miałam zamiar rozmrozić w tosterze (posiadającym takową funkcję), a następnie - już w piekarniku - przygotować domowe zapiekanki.

W tym czasie Wojciech kąpał pod prysznicem umorusane od pięt do uszu nasze dzieci. Szczęśliwie ja byłam w kuchni. I wtedy kiedy spokojnie kroiłam wędlinę, ser i warzywa do zapiekanek nasz toster rozbłysnął żywym ogniem. Przez chwilę płomień przygasł, zdołałam wówczas - w miarę trzeźwo - odłączyć go z kontaktu. Po chwili toster rozbłysnął jeszcze żywszym ogniem, a ja - jak najmniej dramatycznie - zaczęłam wywołać mojego małżonka z łazienki.

Szybka burza mózgów, ekspresowe otwarcie okna tarasowego i ja niosąca dosłownie płonący toster (w takich momentach jeszcze bardziej cieszę się z obligatoryjnych - w moim przypadku - przesłon ocznych pt. okulary). Rzuciłam go jak najdalej na trawę, potem zlaliśmy go dwoma garnkami wody. Dym był pokaźny, smród dotkliwy. Zastanawiałam się nawet czy sąsiedzi nie zawiadomią Straży Miejskiej, że Ślęzaki palą cosik nielegalnie...

Tymczasem to odłączony od sieci toster rozkosznie i chyżo palił się jak pochodnia. Sprzęt używany łącznie około roku - markowy toster. Szczęśliwie szafka nad tosterem nie uległa osmoleniu i zniszczeniu, chociaż wozduchu dymu i jego samego musieliśmy wyzbywać się jeszcze kilka godzin.

PODSUMOWANIE, czyli REFLEKSJE KOŃCOWE:

  1. Morał z tej historii jest taki, że zawsze warto stać przy włączonym sprzęcie AGD, nawet takim jak toster.
  2. Drugi wniosek jest taki, że produkowany obecnie sprzęt (vide nasze cieknące dzbanki elektryczne) jest coraz gorszej jakości.
  3. Ubezpieczenie domu uważam za niezbędne.
P.S. Na zdjęciu poniżej spód tostera dnia następnego po pożarze.

toster Russell Hobbs

Ku przestrodze!
marta

Podziel się

Napisz komentarz

Capcha
Wprowadź kod obrazka

Kanał RSS z komentarzy dla tego posta