Czkawka inwestora

Napisał MMSlezak 1 komentarz

Czyli kiks budowlany

Przeczytałam ostatnio post jednej pani architekt, na jej profilu społecznościowym. Opisywała tam sytuację, w której została poproszona o konsultacje. Sprawa dotyczyła świeżo wybudowanego domu, w którym inwestorkę niepokoiły rozwiązania zaproponowane w łazience.

HISTORIA Z ŻYCIA INWESTORA

Dom został wybudowany jako projekt z katalogu (co zgodnie z teorią pani architekt stanowiło jego piętę Achillesa).
Pani architekt opowiadała, że po odwiedzeniu wspomnianego 25 metrowego (licząc po podłodze) pomieszczenia załamała ręce, bo w domu z czterospadowym dachem w łazience było zaledwie 0,5m x 2,0 metra prostego sufitu, przy maksymalnej wysokości pomieszczenia 2,5 metra. W dodatku z umieszczonym w płaskiej części sufitu jedynym oknem połaciowym w łazience.
Co więcej ścianki kolankowe miały 40 centymetrów wysokości, a drzwi od łazienki otwierały się na zewnątrz, bezpośrednio na schody.

Ponadto pani architekt poproszona o "późne" konsultacje pisała, że właścicielka projekt łazienki (w jednym z marketów budowlanych) otrzymała jako bezpłatną usługę przy zakupie płytek.
Problem polegał na tym, że zaprojektowana np. kabina prysznicowa nie miała szansy zmieścić się w miejscu jej zaplanowania itp. itd. Dodatkowo drugi inwestor - mąż pani, która poprosiła o konsultacje - ma podobno dwa metry wzrostu, więc w ogóle taka architektura poddasza jest dla niego niełatwa - w szeroko pojętym kontekście życia, a może bardziej bytowania, we własnym nowym domu.

Pani architekt kończąc swój wpis życzyła wszystkim architektom świadomych inwestorów.
Przeczytałam ten wpis i krew we mnie zawrzała. Odczekałam kilka dni, zdystansowałam się, ale moje zdanie się nie zmieniło.

CZY INWESTOR NAPRAWDĘ POWINIEN SKOŃCZYĆ BUDOWNICTWO ORAZ ARCHITEKTURĘ?

Dlaczego cały ciężar odpowiedzialności za babole budowlane jest przeniesiony na inwestora? Przecież taki inwestor nie koniecznie musi się znać na budownictwie i tak naprawdę kupuje projekt, który osoba z UPRAWNIENIAMI BUDOWLANYMI WYKONAŁA, czyli ZAPROJEKTOWAŁA.
Po drugie inny (kolejny) architekt musiał dokonać adaptacji tego projektu do rzeczywistej sytuacji (np. zaplanować przebieg przyłączy, drogi dojazdowej itp.) - dla tego konkretnego domu - na potrzeby otrzymania POZWOLENIA NA BUDOWĘ.
Po trzecie kolejni budowlańcy ten projekt wykonywali i NIKT NIE ZWRÓCIŁ UWAGI właścicieli na takie - delikatnie mówiąc - nietrafione zaproponowane rozwiązania?
Czyli jak dla mnie łańcuszek osób, które powinny były wykonać swoją pracę dobrze i/lub zwrócić uwagę na (potencjalne) problemy.

Czy naprawdę jest tak, że:

  • jak idziecie na operację do szpitala to wcześniej łykacie tomiszcza literatury medycznej, żeby sprawdzać czy lekarz czegoś "nie psuje"?
  • Czy jak zamawiacie ubranie u krawca to musicie się znać na arkanach krawiectwa, żeby nie wyjść w krzywej sukience, czy skośnym garniturze?
  • Czy jak oddajecie auto do mechanika, to wcześniej idziecie na kurs naprawy aut?

Dlaczego z budową domu nie może być tak, że profesjonaliści wykonują swoją pracę profesjonalnie i wyłapują ewentualne błędy?
Dlaczego jest tak, że przy budowie domu odpowiedzialność tak mocno skoncentrowana jest na barkach inwestora, który powinien być: budowlańcem, menedżerem, deweloperem, handlowcem i jeszcze mistrzem negocjacji w jednym?

W przypadku wspomnianej historii ewentualnej winy wspomnianych właścicieli domu upatrywałabym w kwestii projektu łazienki. Sądzę bowiem, że owi państwo NIE poinformowali "marketowego" projektanta o SKOSACH i innych przeszkodach (okno w suficie), tylko podali mu wymiary podłogi. Być może byli nie do końca świadomi, ale czy każdy z nas musi być zawsze ogarnięty, bo jak nie jest to dostaje mu się ostro po głowie? Bo otoczenie się profesjonalistami nie wystarcza, żeby mieć dobrze wybudowany dom?

Co do osoby projektanta z marketu budowlanego nie wylewałabym na jego/jej głowę wiadra pomyj, bo w końcu każdy kiedyś i gdzieś zaczynał: wzięty prawnik na praktykach w poradach prawnych, znany bankowiec na stażu na stanowisku w galerii handlowej, czy sprzedawca roku jako pracownik infolinii. To wcale nie musiał był marny projektant.

PODSUMOWANIE, czyli REFLEKSJE KOŃCOWE:

  1. Może to wcale tak nie jest, że tylko szumne biura z nazwami z 'ą' i "ę" potrafią zrobić dobrą robotę?
    Możesz zamiast zadęcia i zdyskwalifikowana za 'brak" marki i "marketowość" byłoby dobrze gdyby każdy z nas spojrzał na swój kawałek podłogi i wykonał swoją pracę zgodnie z przyjętymi normami/zasadami/przepisami, kompetentnie i najlepiej jak potrafi?
  2. A może właśnie te "markowe" biura wykonują swoją pracę tak dobrze, bo stosują się do powyższych zasad?
    A skoro tak - to każdy tak może!
  3. A inwestorów uczulam na, to żeby wszędzie zabierać projekt swojego domu i pokazywać go osobom, które mają projektować wybrane pomieszczenia NIE odwiedzając budowy!

Kreujmy rzeczywistość! No i - Powodzenia!
marta

Podziel się

1 komentarz

#1  - Ewelina rzekł :

Ojjj cala prawda i tylko prawda.
Jeden zwala na drugiego a drugi na trzeciego. Większość "znakomitych fachowców " poprostu chce odbębnić swoje zadanie i isc dalej.... a ludziom sa potrzebni fachowcy z prawdziwego zdarzenia, z sercem, z zapałem i chęcią pracy dla drugiego czlowieka.... no przeciez nie za darmo!!!😀

Odpowiedź

Napisz komentarz

Capcha
Wprowadź kod obrazka

Kanał RSS z komentarzy dla tego posta