Porządkowanie terenu przed budową
Nasz dom miała stanąć w miejscu wyburzonej stodoły, która po latach spełniała funkcje garażu. Co więcej wokoło terenu, na którym miał prężyć się dom rosły krzewy i drzewka owocowe.
Wykonawca rozbiórki, fundamentów oraz drogi nie przygotował terenu wcześniej. My byliśmy zbytnimi naturszczykami w kwestii budownictwa - przekonanymi, że osoby które podjęły się danych prac, przeprowadziły wizję lokalne i mają doświadczenie - będą wiedziały jak optymalnie zorganizować sobie prace.
Niestety pomyliliśmy się. Wokoło naszego przyszłego domu i na naszej nietypowej - pod względem kształtu działce - w ciągu zaledwie kilku dni zrobiło się niebywałe pobojowisko: zwaliska gruzu, powyłamywane rośliny, jednym słowem sodoma i gomora.
Po zakończeniu budowy fundamentów i utwardzaniu drogi dojazdowej wokół nich, krajobraz wyglądał jak po przejściu huraganu i tornado razem wziętych.
Najpierw spotkaliśmy się z kierownikiem budowy, żeby zasięgnąć wiedzy i informacji na jaką wysokość powinna być usypana ziemia wokół fundamentów oraz żeby nam powiedział jak najlepiej rozmawiać z budowlańcem - wykonawcą ww. prac.
W owym czasie pan Grzegorz (realizujący rozbiórkę i fundamenty) radośnie chciał nas pozostawić z tym bajzlem, argumentując że niby da się wjechać, a resztę to sobie posprzątają główni wykonawcy.
Nie mieliśmy złudzeń i wiedzieliśmy, że musimy działać, dlatego najpierw było spotkanie z kierownikiem (które miało być nauką dla nas), a potem z wykonawcą rozbiórki i fundamentów - mobilizujące go do wykonania obiecanych prac porządkowych.
Pan Grzegorz nie był chętny na kontynuację działań u nas, bo prace przy rozbiórce mu się przedłużyły, a kolejne zlecenia czekały. Dlatego miał pomysł, żeby nas zostawić, bo niby on swoje już wykonał.
Negocjacje odbywające się gdzieś w polu, nieopodal deweloperskiej budowy (kilkadziesiąt kilometrów pod Krakowem), na której swoje prace rozpoczynał rzeczony pan Grzegorz - wraz z jedną ze swoich ekip - z dziećmi przy boku i na rękach (bo nie mieliśmy ich gdzie zostawić), emocje, nerwy, jakieś dziwne argumenty i ostatecznie udało się wynegocjować uporządkowanie włości.
Po opuszczeniu przez pana Grzegorza terenu naszej budowy pozostało nam powywozić drewno z pociętych krzaków i drzewek, pozamiatać i oczyścić fundamenty.
No i cały boczny balast gruzu, ale z tym walczyliśmy przez kolejne dwa lata...
P.S.Fotografia pokazuje jedynie wycinek gruzu, z którym zostaliśmy.
Do zobaczenia!
marta