"Na świecie tyle zła, a ja wciąż taka piękna"
Czyli o sprzedawcy
Ostatnio było o krzesłach królikach i robieniu szacher macher z cenami i nierzetelnymi opisami.
Dzisiaj natomiast opowiastka z życia wzięta dotycząca tych drugich króliczych krzeseł.
"ŻYCIE TO NIE JE BAJKA"
Jak już Wam wspominałam zamówiłam pastelowe krzesła króliki. Zamawiałam je pod koniec okresu wakacyjnego. W opisie aukcji widniała informacja o dwóch tygodniach realizacji zamówienia, które ewentualnie może ulec wydłużeniu.
Po zakupieniu i opłaceniu krzeseł otrzymałam wiadomość email z potwierdzeniem przyjęcia zamówienia. Przeczytałam w niej o realizacji zamówienia przez czas czterech tygodni.
Szczerze mówiąc średnio sympatyczna niespodzianka, bo coś "wyjątkowego" zmieniło się na coś w standardzie, w dodatku owy standard wydłużył się dwukrotnie (z dwóch do czterech tygodni).
Akurat i w szczególności te krzesła zamawiałam nie z pobudek estetycznych, czy innego widzimi się, tylko z potrzeby.
Przy wyborze akurat tych dwóch produktów zachęciły mnie dostępne kolory, na które można było wymalować krzesła (paleta była dość szeroka), ich cena (kosztowały dość rozsądnie - bo ok. 130 złotych za krzesełko), były w całości wykonane z drewna.
Czas dwóch tygodni - związany z realizacją zamówienia - był jeszcze dla mnie akceptowalny, chociaż dość długi.
Natomiast miesiąc, o którym wspomniano dopiero w mailu z potwierdzeniem płatności - jawił się jako wieczność, zwłaszcza w dzisiejszych czasach.
Wyglądało to tak, jakby sprzedawca oferował drzewo, które stało jeszcze w lesie i które dopiero po finalizacji zamówienia ktoś jechał ściąć i zabierał do tartaku. To historia rodem z wiersza Juliana Tuwima pt. "Stół": "[...] i przyszli drwale, drzewo zrąbali, bardzo się przy tym naharowali…".
CZAS
Cóż - postanowiliśmy poczekać, chociaż z lekkim niesmakiem dla takiego niedomówienia w opisie aukcji.
Minęły dwa, trzy tygodnie. Już mi się zaczęły zlewać dni i wydawało mi się, że jesteśmy blisko miesiąca od dnia zamówienia, a o krzesłach nadal nie było ani widu ani słychu. Napisałam do sprzedawcy z pytaniem o planowanym termin wysyłki zamówienia.
I jaką otrzymałam odpowiedź? - Ano taką, że dopiero kolejnego dnia mijają DOKŁADNIE cztery tygodnie od zamówienia i w tym dniu przesyłka zostanie do mnie nadana.
Zobaczcie jaki skrupulatny sprzedawca - napisał w mailu, że realizacja w ciągu czterech tygodni od złożenia zamówienia i mamy - dokładność jak w japońskim zegarku i na kolei w rzeczonym Państwie.
Szkoda tylko, że ta sama ścisłość NIE dotyczyła doprecyzowania terminu dostawy na aukcji internetowej, albowiem hasło: "czas realizacji dwa tygodnie, w szczególnych przypadkach może ulec wydłużeniu" mogło być uznane za metaforę przemijającego czasu, a wydłużenie mogło się przeciągać w nieskończoność...w sumie i tak miałam fart.
Podziwiam tylko logistykę w owej firmie, gdzie przesyłki realizują dokładnie cztery tygodnie od dnia danego zamówienia. To Ci dopiero musi być logistyka…
PODSUMOWANIE, czyli REFLEKSJE KOŃCOWE:
- Czy polecę tego sprzedawcę? Oczywiście, że nie..
I to mimo tego, że produkty, które do mnie dotarły były właściwe i bez zastrzeżeń. - Jednak nie lubię takiego wodzenia za nos, a maila stanowiącego odpowiedź (na moje zapytanie o przewidywana datę wysłania zamówienia) już w ogóle uważam za porażkę.
W nim nawet o krzynę sprzedawca nie próbował "załagodzić" kwestii tak długiej realizacji. Dla niego to było oczywiste, że jak "kocha, to poczeka", bo przecież "na świecie tyle zła, a ja wciąż taka piękna".
Kreujmy rzeczywistość!
marta