Stróż już nie potrzebny

Napisał MMSlezak brak komentarzy

Czyli o tym jak uzyskaliśmy pozwolenie na użytkowanie naszego domu

Nasz pan kierownik budowy był, a właściwie jest, człowiekiem zapobiegliwym. Takim, który - moim zdaniem - wychodzi przed orkiestrę z pewnymi asekuracjami.
W naszym przypadku takie zdarzenia miały miejsce kilkukrotnie, że na wszelki wypadek utrudnił nam sprawę, coby się urzędnik nie przyczepił...

ZŁE DOBREGO POCZĄTKI

Dmuchanie na zimne, w przypadku nas i pana kierownika naszej budowy, miało także miejsce w momencie składania dokumentów po zakończonej budowie, w celu uzyskania pozwolenia na użytkowanie domu.
W naszym przypadku problem w osiągnięciu ww. celu stanowiła nie tyle sama budowa - bo ta poszła wartko (zgodnie z planem). Bolączką było uzyskanie dostępu do mediów, a zwłaszcza gazu.

Po tym, jak w grudniu 2018 roku popłynęło do nas paliwo, a temperatura w domu skoczyła z około 12 stopni do optymalnych 20, mogliśmy zgłosić się do pana geodety z prośbą, tudzież zleceniem, wykonania dokumentacji powykonawczej i naniesiem przebiegu mediów i finalnego posadowienia domu na mapy wykonawczeJ.

Potem jedyne pół roku (przypominam Wam, że w warunkach dużych miast obieg dokumentów i przebieg procedur trwa długo - w górnych granicach założonych norm czasowych) i mogliśmy przekazać wszystkie dokumenty do kierownika budowy.

CZYŻBY Z GÓRKI

Ten jednak od razu zaczął mieć wątpliwości, czy wszystko przejdzie gładko, gdyż podobno od roku 2019 krakowscy urzędnicy Nadzoru Budowlanego zaczęli konsekwentnie wymagać, żeby protokoły odbioru instalacji były potwierdzone przez uprawnionych instalatorów, którzy ponadto WPISANI SĄ DO KRAJOWEJ IZBY SAMORZĄDU ZAWODOWEGO.
Skutek takich wymagań był taki, że mimo, iż nasz instalator sieci elektrycznej był człowiekiem po studiach wyższych (ukończonych na Politechnice Krakowskiej) i posiadał stosowne i wymagane uprawnienia instalacyjne, to NIE był członkiem wspomnianej Izby, a my musieliśmy szukać innej osoby która poświadczy prawidłowość wykonanej instalacji.
Podobnie sprawa miała się ze specjalistą, który wykonał instalacje: wodno-kanalizacyjnĄ i centralnego ogrzewania.

O CO KAMAN

Oczywiście wszyscy członkowie Krajowej Izby Samorządu Zawodowego muszą ponosić opłaty członkowskie i tak naprawdę wielu instalatorów z tego powodu nie przystępuje do tego zrzeszenia.

Prawdę powiedziawszy nie jestem w stanie do końca zgłębić arkanów wymagań urzędników Nadzoru Budowlanego - w odniesieniu do żądania przynależności do wspomnianej wspólnoty zawodowej.
Czy ma ona na celu - w ten sposób - zagwarantowanie rzetelnej pracy i sprawowania profesjonalnej kontroli nad wykonywaną instalacją?
Czy może bardziej wspomożenie finansowe Izby, do której będzie przystępować więcej instalatorów, skoro takie są wymagania stawiane inwestorom?
Mam bardzo ambiwalentne odczucia w kwestii oceny sensowności i zasadności tego typu obwarowań i zasad. Czy chodzi o to, żeby stworzyć kolejne towarzystwo wzajemnej adoracji pod płaszczykiem troski o inwestora, czy może rzeczywistej serdeczności dla dobra i zdrowia przyszłego mieszkańca nowo wybudowanego domu?

Niemniej jednak nasz główny wykonawca budowy zapewniając instalatorów (elektryka oraz hydraulika) wykonujących wewnętrzne instalacje nie zająknął się w temacie i wydaje się, że jako firma z Żywca - czyli innego regionu - NIE BARDZO MIAŁ ŚWIADOMOŚĆ, że instalator nie będący członkiem KRAJOWEJ IZBY SAMORZĄDU ZAWODOWEGO będzie stanowił bolączkę (która objawia się w późniejszym okresie) (np.) krakowskiego inwestora, czyli np. nas.

DYWAGACJE

W tym momencie należałoby się zastanowić nad kompetencjami głównego wykonawcy i jego obowiązkami. Ja wychodzę z założenia, że jeżeli wykonawca podejmuje się wykonania budów w stanie deweloperskim, a czasem nawet szumnie (w przypadku tej firmy) nazywanych "stanem pod klucz", to powinien zapewnić instalatorów, którzy spełniają wszystkie wymagania stawiane przez nadzór budowlany (w miejscu budowy).
W takim wypadku - moim zdaniem - to firma powinna zadbać o to, żeby SWOIM INSTALATOROM opłacić członkostwo w Izbie.

Moim zdaniem inwestor nie musi znać się na przepisach, przeczytać stosów literatury fachowej, żeby uniknąć przysłowiowej wtopy. To na barkach firmy budującej kompleksowo dom, która posiada w swoich szeregach fachowców od zadań specjalnych i wyspecjalizowanych, należy to, żeby DOKUMENTY i POŚWIADCZENIA wystawiane przez takich specjalistów były: sensowne, wystarczające, w pełni wartościowe.

REALITYSZOŁ

Powyższe wizje są ideałem, a rzeczywistość na razie - przynajmniej w naszym przypadku - była odmienna od owej idylli. Po półrocznym oczekiwaniu na inwentaryzację geodezyjną i złożeniu dokumentów do Nadzoru Budowlanego (rękami pana kierownika budowy), dowiedzieliśmy się (już bezpośrednio my), że musimy donieść zaświadczenia dotyczące poprawności wykonania wszystkich typów instalacji: elektrycznej, gazowej, wodno-kanalizacyjnej, centralnego ogrzewania wystawione przez uprawnionego instalatora/instalatorów przynależnego do KRAJOWEJ IZBY SAMORZĄDU ZAWODOWEGO.
Dodatkowo w przypadku instalacji elektrycznej konieczny był pomiar rezystancji sieci oraz wyłącznika prądowo-różnicowego.

W odniesieniu do instalacji gazowej NIE BYŁO PROBLEMU, bo to była instalacja, która od początku "organizowaliśmy samodzielnie" i pan instalator wyposażył nas we wszystkie wymagane protokoły i zaświadczenia.
Gorzej było z instalatorami od głównego wykonawcy.
Pan hydraulik odpisał nam tylko, że on takich uprawnień nie ma, bo u niego (mieszka na Śląsku) takie nie są wymagane.
Pan elektryk - młodszy od hydraulika - był na szczęście otwarty i zadeklarował pomoc i znalezienie kogoś kto poświadczy, że wykonana przez niego praca jest poprawna.

Z mojego punktu widzenia łatwiej było instalatorowi znaleźć kolegę z przynależnością do Krajowej Izby Samorządu Zawodowego, który poświadczy poprawność wykonanej instalacji, niż nam szukać kogoś zupełnie z zewnątrz i udowadniać, że wszystko jest tak jak należy.

W odniesieniu do protokołu instalacji wodno-kanalizacyjnej i centralnego ogrzewania rozesłaliśmy wici wśród rodziny i znajomych i okazało się, że jakiś daleki kuzyn mojego męża pracuje w firmie, która ma kontakt z uprawnionym kierownikiem prac przyłączeniowych.
Tamten po tym jak wrócił z delegacji, przyjechał obejrzał, zapoznał się z protokołami wewnętrznymi wystawionymi przez hydraulika wykonującego instalację i wystawił nam stosowne zaświadczenia.
Do takiego protokołu konieczne było DOŁĄCZENIE KSEROKOPII ZAŚWIADCZENIA O PRZYNALEŻNOŚCI takiej osoby do KRAJOWEJ IZBY SAMORZĄDU ZAWODOWEGO.

Z elektrycznymi sprawami było nieco łatwiej i trudniej zarazem. Z jednej strony znalezienie uprawnionej osoby wziął na siebie pan elektryk, z drugiej milczał, a my nie wiedzieliśmy co się dzieje: czy ma problem ze znalezieniem kogoś uprawnionego, czy zapomniał, czy jeszcze jakiś inny wariant.

PROCEDURA

W tym miejscu muszę Wam wspomnieć o tym jak wyglądała cała procedura pozyskania pozwolenia na użytkowanie wybudowanego domu:
Kierownik budowy przekazuje dokumenty do nadzoru budowlanego.
Wśród dokumentów znajdują się:

  • Dziennik budowy z UZUPEŁNIONĄ STRONĄ 4, o czym nasz super przewidujący i wychodzący przed szereg pan kierownik zapomniał.
  • Protokoły odbioru instalacji wewnętrznych:
    • gazowej,
    • elektrycznej,
    • wodno - kanalizacyjnej,
    • centralnego ogrzewania.
    • Wraz z kserokopiami PRZYNALEŻNOŚCI INSTALATORÓW PODPISUJĄCYCH PROTOKÓŁ DO KRAJOWEJ IZBY SAMORZĄDU ZAWODOWEGO.
  • Dokumenty potwierdzające wykonanie instalacji zewnętrznych. Czyli protokoły wykonania takich instalacji, które były jednymi z wielu kwitków wymienianych i otrzymanych od wykonawców przyłączy (elektrycznego, gazowego i wodno-kanalizacyjnego (tego, które już było w gestii inwestora).
  • Dokument pozwolenia na budowę, wraz z numerami.
P.S. NIE składaliśmy do nadzoru projektu domu.
Szczerze mówiąc w tym okresie nie mieliśmy także wykonanego balkonu i tarasu. Nie stanowiło to problemu w odniesieniu do odbioru budynku, przynajmniej w naszym przypadku.

Inspektor, do którego trafia nasza sprawa, czyli cała dokumentacja dotycząca naszego domu, miał (a dokładnie - miała - w naszym przypadku) dwa tygodnie na odpowiedź. W tym czasie skontaktowaliśmy się z nią telefonicznie (od kierownika budowy, który składał dokumenty wiedzieliśmy do kogo konkretnie trafiła nasza sprawa). Pani poinformowała nas (po około tygodniu od wejścia w posiadanie dokumentów), że jeszcze ich nie przeglądała, ale prosi o telefon w kolejnym dniu.

Wtedy okazało się, że brak protokołów podpisanych przez osoby posiadające wpis do Izby Samorządu Zawodowego stanowi problem i pani inspektor zadała nam pytanie, czy jesteśmy w stanie donieść potrzebne dokumenty w ciągu najbliższych 3 dni, czyli tak żeby zmieścić się w regulaminowym czasie dwóch tygodni, który ma inspektor na wydanie decyzji.

Dla nas właściwie nierealne było zdobycie wszystkich kwitów w tak krótkim czasie, bo nasi "rzeczywiści" instalatorzy ich nie posiadali.
Zatem pani inspektor zapowiedziała, że zawiesi procedurę odbioru budynku i wyśle nam - zgodnie z przewidzianym regulaminowo trybem postępowania - pismo z informacją o brakach, wymagających uzupełnienia.
Na ustosunkowanie się do wezwania mieliśmy mieć dwa tygodnie od dnia otrzymania pisma drogą pocztową.

"POSZUKIWANY POSZUKIWANA"

W międzyczasie zintensyfikowaliśmy poszukiwania uprawnionych instalatorów/kierowników prac. Z uzyskaniem wartościowego protokołu odbioru instalacji wod-kan i co. poszło w miarę sprawnie. Z prądem było trochę gorzej. W końcu pan elektryk znalazł człowieka, nie był to jednak jakiś jego wielki znajomy, tylko bardziej mieszkaniec tej samej podkrakowskiej miejscowości. Do tego sam pan elektryk był średnio zorientowany w kwestiach formalnych i przyjął tłumaczenie oraz papiery wydane przez "znajomego". Kiedy spotkaliśmy się z panem elektrykiem, w celu odebrania dokumentów, okazało się, że pan kierownik nie dołączył kserokopii potwierdzającej swoją przynależność do Krajowej Izby Samorządu Zawodowego.
Z uwagi na dzień świąteczny podywagowaliśmy chwilę z panem elektrykiem, że chyba ów człowiek posiada wymagane uprawnienia i że pan elektryk mimo udawania się na urlop - następnego dnia - postara się je od niego załatwić.

Następnego dnia ja wzięłam sprawy w swoje ręce i idąc po przysłowiowej nitce dotarłam do kłębka, czyli widząc imię i nazwisko człowieka, który podbił nasz protokół, zaczęłam przeszukiwać Internet i w końcu po kilkudziesięciu minutach udało mi się skutecznie połączyć z owym kierownikiem budowy i prac przyłączeniowych.

Był to człowiek, który mógł nadzorować budowy deweloperskie, więc wydawało się że posiada stosowne zaświadczenia. Szczegółowo wytłumaczyłam mu sprawę, w pierwszych słowach dziękując za pomoc (oczywiście, jak się domyślacie, żadna z tych "odsieczy" nie była bezpłatna). W odpowiedzi usłyszałam autorytatywne stwierdzenie, że my takiej kserokopii (przynależności jego do Izby) NIE potrzebujemy. W tym miejscu zaczęłam cytować rozmówcy decyzję Krakowskiego Nadzoru Budowlanego, którą miałam przed oczami.
Obiecał skontaktować się z naszym elektrykiem i niby dogadać sprawę.
Szkopuł w tym, że pan elektryk nie był biegły w temacie, bo po prostu wszystkie meandry odbiorów budynków go nie dotyczyły.

Wychodząc na przeciw potencjalnemu telefonowi kierownika do elektryka szybko sama zadzwoniłam do pana Mirka - elektryka. Wytłumaczyłam mu, że znalazłam numer telefonu (do kierownika, dzięki znajomości danych z pieczątki), że mu tłumaczyłam konieczność wejścia w posiadanie przez nas kserokopii/skanu jego przynależności do wiadomej Izby. Ze argumentowałam cytując decyzję pani inspektor nadzoru budowlanego i że interlokutor nie brzmiał na przekonanego.
Pan elektryk obiecał sam za chwilę zadzwonić do kierownika i oddzwonić do mnie. Tak naprawdę jedyna rzecz jakiej dowiedziałam się w trakcie rozmowy z kierownikiem od protokołu, to było potwierdzenie przynależności rzeczonego człowieka do Krajowej Izby Samorządu Zawodowego.
Problemem było to, że facet uważał iż jest super zorientowany i że ja na pewno nie potrzebuje tego zaświadczenia, bo "w przypadku domków jednorodzinnych takich wymagań nie ma".
No i tłumacz, jak ktoś wie lepiej, a ja mam przed nosem decyzję urzędową, którą czytam ze zrozumieniem.

Ostatecznie po dobrze kilkuminutowej rozmowie pan elektryk wytłumaczył panu kierownikowi konieczność zdobycia przez nas owego zaświadczenia i wysępił je w formie skanu dokumentu przesłanego na maila, którego następnie przekazał do mnie.

"MONEY MONEY MONEY

Ile kosztowały te przyjemności?
Cennik byk dość uśredniony, a dokładnie członkowie Krajowej Izby Samorządu Zawodowego oczekiwali 300 złotych za sprawdzenie instalacji i wydanie zaświadczenia. Był nawet jeden, który poprosił o 400 złotych, ale z jego usług finalnie nie skorzystaliśmy.

Zatem z tego względu, że nasi panowie instalatorzy - zapewnieni przez głównego wykonawcę budowy - nie posiadali wymaganych przez krakowski Nadzór Budowlany przynależności do Krajowej Izby Samorządu Zawodowego musieliśmy wydać 600 złotych, żeby takowe pozyskać.

OPOWIEŚĆ 002

Wracając jeszcze do wstępu i pana kierownika z jego chuchaniem na zimne: jako adresu korespondencyjnego nie pozwolił nam wpisać adresu naszego domu, żeby przypadkiem ktoś nie pomyślał, że my tam mieszkamy. Zatem w naszych danych pojawił się adres mojej teściowej i szwagra, a co z tego wynikło opowiem Wam kolejnym razem.

PODSUMOWANIE, czyli REFLEKSJE KOŃCOWE:

  1. Do otrzymania pozwolenia na użytkowanie naszego domu musieliśmy złożyć następujące dokumenty do Nadzoru Budowlanego:
    • Protokoły odbioru wewnętrznych instalacji (gazowej, elektrycznej, wodno-kanalizacyjnej, centralnego ogrzewania) podpisane przez uprawnionych instalatorów, wraz z kserokopiami potwierdzającymi ich przynależność (obecną/aktualną) do Krajowej Izby Samorządu Zawodowego.
    • Protokoły odbioru instalacji zewnętrznych: gazowej, elektrycznej, wodno-kanalizacyjnej.
    • Dziennik budowy z wypełniona przez kierownika stroną czwartą.
    • Decyzję - pozwolenie na budowę z numerem tego pozwolenia.
  2. Nie składaliśmy projektu domu.
  3. Nie posiadaliśmy żadnych innych zaświadczeń, np. od straży pożarnej (bo już kilka osób pytało mnie o to).
  4. W dniu składania dokumentów do pozwolenia na użytkowanie nie mieliśmy dokończonego balkonu, w naszym domu z poddaszem użytkowym.
  5. Nie posiadaliśmy także tarasu.
  6. Nikt z nadzoru budowlanego nie prowadził inspekcji, tudzież kontrolki naszego domu, w tzw. terenie.
  7. Za pozyskanie protokołów podpisanych przez instalatorów/kierowników budowy przyłączy musieliśmy zapłacić 300 złotych za każdy protokół.
    W naszym przypadku brakowało "wartościowych" protokołów od instalatorów zapewnionych przez głównego wykonawcę domu, zatem w naszym przypadku dodatkowe koszty związane z uzyskaniem dwóch stosowanych/wymaganych protokołów wyniosły 600 złotych.
    Jedynie instalator sieci gazowej, którego sami organizowaliśmy, bo firma budująca dom nie zapewniała instalacji gazowej, posiadał wszystkie wymagane uprawnienia i przynależności.
  8. Mimo, iż protokołów odbioru wewnętrznej instalacji gazowej był ważny kilkanaście dni (ważność tych dokumentów to pół roku od daty ich wystąpienia) w momencie składania dokumentów do pozwolenia na użytkowanie, to pani inspektor z nadzoru nie miała z tym problemu. W dniu składania dokument był ważny i to wystarczyło.
    Jednak nasz pan kierownik roztaczał już wizję konieczności starania się o kolejny protokół odbioru wewnętrznej instalacji gazowej.
    W naszym przypadku byłby to już trzeci protokół (bo o drugi staraliśmy się po zakończeniu budowy przyłącza gazowego). Pierwszy protokołów przedawnił się (biorąc pod uwagę jego pół roczny okres ważności) w trakcie oczekiwania przez nas (z gotową instalacją wewnętrzną) na budowę obiecanego przyłącza gazowego.
  9. Koszt takiego "dodatkowego" protokołu, - już od instalatora, który wykonywał instalację - wynosił 200 złotych za protokół.
  10. Szczerze mówiąc, widząc jak ten cały "protokołowy" interes się kręci, mam wrażenie że półroczne (a nie np. roczne) okresy ważności protokołów mają tylko na celu nakręcanie machiny i wzbogacanie portfeli instalatorów.
    Z bezpieczeństwem inwestora ma to niewiele wspólnego, bo mało kto dokonuje rzeczywistej kontroli. Raczej nazwałabym to zaocznym wydaniem odpowiednich zaświadczeń. I tak się kręci business i taka jest rzeczywistość. Nie wiem czy pokutuje tu polska mentalność i niechęć do bycia kontrolowanym - w szerokim rozumieniu tego słowa. Czy może panowie instalatorzy wiedzą, że w ciągu pół roku z instalacją w nowo wybudowanym domu nie ma prawa się nic stać i przepis o sześciomiesięcznej ważności protokołów jest do zmiany?
  11. P.S. Ostatnio na jednym z portali poświęconych tematyce budowlanej przeczytałam, że po otrzymaniu pozwolenia na użytkowanie pozostaje inwestorowi wystąpić o adres administracyjny dla domu.
    Tak NIE jest - o adres można wystąpić już w trakcie budowy domu, dlatego my właśnie chcieliśmy jego ustalić jako korespondencyjny dla Nadzoru Budowlanego.
    Fakt możności i prawidłowości, bez cienia podejrzeń, posiadania adresu administracyjnego domu jeszcze "technicznie" nie odebranego, potwierdziło kilku kierowników budów. Zatem z mojego punktu widzenia nie powinno być przeciwwskazań do korzystania z takowego. Przecież nawet przy budowanym domu można mieć skrzynkę pocztową i do niej kierować potencjalnych nadawców.

    P.S.2 Skąd taki tytuł ? Nasz pan kierownik budowy zawsze żartobliwie stwierdzał, że inwestor mieszkający w domu przed jego odbiorem go pilnuje. Był to wybieg dyplomatyczny, żeby przypadkiem nikt się nie przyczepił. Zatem "Wiśnia jest wiśnia, witaminy ma" 😉

    Powodzenia!
    marta

    Podziel się

Napisz komentarz

Capcha
Wprowadź kod obrazka

Kanał RSS z komentarzy dla tego posta