Byle ilość

Napisał MMSlezak brak komentarzy

Czyli bylejakość

Moi Drodzy dzisiaj trochę o bylejakości. Nie macie wrażenia, że w dobie wypieszczonych zdjęć z portali społecznościowych, jednocześnie zalewa nas fala miernej jakości usług?
Tak wiem, jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Bardziej chodzi mi o to, że dbamy o "okładkę", a z wnętrzem bywa różnie.

Kto z Was śledzi profil Facebook'owy bloga, wie że chwilę temu zamówiliśmy maty na różnorodne ogrodzenia, z którymi przyszło nam sąsiadować. Naszym celem było ujednolicenie widoku z naszej strony i w związku z tym nabyliśmy trzydzieści trzy maty bambusowe, różnej wysokości, tak żeby finalnie wszystkie kończyły się na jednakowym poziomie.

Zamawialiśmy maty od super sprzedawcy, oferującego swoje produkty na jednym z portali sprzedażowych. Przy produktach widniała informacja o przesyłce w ciągu dwudziestu czterech godzin od złożenia zamówienia. Powoli kończył się nasz luźniejszy czas w pracy, chcieliśmy wykorzystać go na maksa pracując w pocie czoła w ogrodzie.
Maty zamówiliśmy w poniedziałek, od razu opłaciliśmy zamówienie, po cichu licząc, że w środę towar zostanie dostarczony przez kuriera.
Prognozy przewidywały ładną pogodę do końca tygodnia i jej załamanie, z silnymi opadami deszczu, na początku kolejnego.
Aura sprzyjała, super sprzedawca deklarował właściwie natychmiastową przesyłkę, dzięki płatności on-line pieniądze w mgnieniu oka znalazły się na jego koncie.
Czekaliśmy: minął wtorek, środa, w czwartek napisaliśmy do pana z pytaniem o przewidywany termin wysyłki zamówienia. Otrzymaliśmy zabawną odpowiedź, o tym jak to okres urlopowy utrudnia skompletowanie zamówienia, jednak "panowie magazynierzy uwijają się jak w ukropie", żeby dopełnić dzieła.

D jak... DYNIA

W czwartek przesyłka została wysłana, w piątek dotarła do nas wiadomość o planowanym dostarczeniu i co…? Przyjechał pan kurier z firmy D.. jak dynia, i przywiózł paczkę jedenastą z siedemnastu.
Dlaczego tak i gdzie znajdowała się resztą naszej przesyłki?! Samodzielnie, poprzez stronę trudno było określić (albowiem trzyliterowy skrót nazwy bazy, i brak w serwisie - a przeszukałam go wzdłuż i wszerz - jakiejkolwiek legendy, uniemożliwił mi własnoręczne zlokalizowanie paczki/ek).
Wykonałam telefon na infolinię, cały czas pracując, bo tylko w ten sposób człowiek jest w stanie wyczekać cierpliwie wszystkie przygotowane dla niego melodie i inne fanfary oraz mantry, oraz w końcu uzyskać połączenie z konsultantem.
W końcu odebrał pan, który po wpisaniu do systemu numeru paczki, który otrzymaliśmy SMSem - po jej nadaniu - nieznacznie jęknął i stwierdził, że to chwilę potrwa.
Po kilku minutach zlokalizował wszystkie pozostałe szesnaście paczek i był o tyle bogatszy, że widział iż znajdują się już one w krakowskiej bazie, firmy od d -jak dynia w nazwie.
Jednocześnie ze zdziwieniem odnotował fakt, że ja tego - wielce istotnego szczegółu lokalizujacego - nie widzę, i samozwańczo obiecał poprosić oddział o szybsze aktualizowanie przesyłek w bazie.
Konsultant poinformował mnie także, że moje przesyłki zostaną dostarczone jeszcze w dniu dzisiejszym, a najpóźniej w poniedziałek. Tego typu diagnoza zapewne nie satysfakcjonowałaby chorego pacjenta odliczającego niewiadomą liczbę dni do operacji, nie usatysfakcjonowała także mnie.
Na moje pytanie, czy w ogóle jest szansa żeby w jednym dniu, dwóch różnych kurierów dostarczyło paczkę w ten sam rejon, pan odpowiedział filozoficznie, że "tak, istnieje taka szansa...",byliśmy zatem o krok od rachunku prawdopodobieństwa i Sofoklesa w jednym.

Oczywiście nikt nie zjawił się już w piątek, a my z naszą jedenastą z siedemnastu (dokładnie takie oznaczenie widniało na przesyłce) paczką niewiele mogliśmy zrobić.
Minął słoneczny weekend, nastał pochmurny poniedziałek, w którym to inny pan kurier dostarczył nam pozostałe paczki, a popołudniu zaczęło lać. Opady były zapowiadane z przerwami do środy i akurat w chwilach, kiedy mogliśmy przystąpić do prac ogrodowych, cumulonimbusy zaczynały rzęsiście płakać.

"POSZUKIWANY POSZUKIWANA"

W środę, czyli dwa dni po finalnej dostawie, nasze paczki z matami leżały nadal w miejscu "składowania", a my będąc w pracy otrzymaliśmy telefon od sąsiadów z informacją, iż przyjechali panowie kurierzy, którzy pomylili się wydając paczki i chcą teraz sprawdzić nasze "składowisko mat".

Dwa dni zajęło firmie określenie błędu i zlokalizowanie ewentualnych zgub.
Okazało się, że pan kurier w przypływie hojności - czy niekompetencji - wydał nam paczkę innej osoby.
Szczęśliwie - dla niego - nasze nowe nabytki nie zdążyły zawisnąć na płotach, bo wtedy żadna siła nie zmusiłaby nas do ich zdjęcia.
Poza tym zamawialiśmy maty na metry i nie mieliśmy informacji ile paczek stworzył z nich nadawca - sprzedawca.

Finalnie panowie odnaleźli paczkę: osiemnastą z siedemnastu 😉 i zabrali ją z powrotem.

W TYM SAMY CZASIE NAD MORZEM

W tym samym czasie moi rodzice, 700 kilometrów od Krakowa, także oczekiwali na przesyłkę, która jak się okazało również miała być dostarczona przez firmę w nazwie z literą d, jak dynia.
Tym razem sytuacja była o tyle inna, że pan kurier (już zaznajomiony z mieszkańcami adresu dostawy) miał dwie paczki i jeden list przewozowy. W takim przypadku tata oczekujący na dostawę listwy (jakiś specyficzny rodzaj listwy łamanej) musiał zabawić się we wróża, czy też jasnowidza i wybrać, którą paczkę życzy sobie odebrać. Wiedząc, że zamówił listwę wybrał przesyłkę w formie tuby, pozostawiając u kuriera niewielki kartonik z drugą przesyłka na swoje dane.

Jak to zwykle bywa, o czym mówią prawa Murphy'ego, tata wybrał niewłaściwą paczkę. Jego łamana listwa musiała najpewniej znajdować się w przesyłce powiezionej dalej przez kuriera. Dwa dni wyjaśniania, odkręcania, domysłów pani ze sklepu jak to się mogło stać, że są dwie przesyłki od tego samego nadawcy, do odbiorcy który zamówił tylko jedną rzecz... tłumaczenie, że są ogromne problemy z przesyłkami, bo firma "od dyni" zatrudniła dużo nowych kurierów, w dodatku obcokrajowców, którzy chyba nie dają rady "przerobić" dużej ilości paczek i popełniają błędy.

Finalnie paczka po kilku dniach wróciła do rodziców, a pan kurier wręczając ją mamie i odbierając tubę - omyłkowo adresowaną na mego rodziciela - skomentował, że "Mąż się ostatnio pospieszył z wyborem paczki". Fakt, powinien był wcześniej ściągnąć różdżkarza i dopiero później wybrać właściwą paczkę, oczywiście tę, na którą wskazałaby witka...no chyba że to byłaby żyła wodna, albo podsłuch rodem z "Alternatyw".

PODSUMOWANIE, czyli REFLEKSJE KOŃCOWE:

Zastanawiam się jak możemy wpłynąć na poprawę jakości.

  1. Czy Wy także uważacie, że ilość wyparła jakość?
  2. Że jakość jest towarem deficytowym.
  3. Dlaczego się na to godzimy?
  4. Dlaczego pozwalamy na brak szacunku dla klienta, w postaci miernie świadczonej usługi?
  5. Dlaczego nie podchodzimy osobiście do reprezentowanego stanowiska i firmy?
    Przecież to my tworzymy jakość, my firmujemy miejsca swojej pracy, firmy które nas zatrudniają.
    To my i nasza praca jesteśmy wizytówką każdego dnia.
  6. A pomyłki, problemy, niedopatrzenia nie mogą być codziennością i nie można ich zawsze tłumaczyć zatrudnianiem nowego pracownika, przepływającą żyłą wodną, czy niekorzystnym biorytmem.

Kreujmy naszą rzeczywistość!
marta

Podziel się

Napisz komentarz

Capcha
Wprowadź kod obrazka

Kanał RSS z komentarzy dla tego posta